MIAŁAM BYĆ ZAKONNICĄ A ZOSTAŁAM BLOGERKĄ MODOWĄ
Witam serdecznie wszystkie panie czytające magazyn z „Z Sukcesem Ci do twarzy”. Jestem kobietą sukcesu. Mam wykształcenie odzieżowe. Biznes nie jest mi obcy. Na działalność gospodarczą poświęciłam prawie 30 lat swojego życia. Urodziłam się w znaku Byka, jestem osobą szczególnie wrażliwą na cudze kłopoty i wspaniałomyślną. Jestem śmiała, aktywna, spostrzegawcza i mam zdolność w zdobywaniu wiedzy i doświadczeń. Dzięki temu łatwo osiągam sukcesy, żyję na wysokim poziomie za małe pieniądze, a co za tym idzie, otrzymuję od życia to, co chcę. Najważniejsze jest dla mnie poczucie bezpieczeństwa i miłość. Jestem optymistką, kobietą przedsiębiorczą, mam świadomość od zawsze, że jestem stworzona, by szczęśliwie żyć i uszczęśliwiać innych. Nieustannie tryskam energią, mam poczucie humoru, jestem radosna i łatwo nawiązuję kontakty. Śmiech jest moim przyjacielem. Nie pozwalam jednak, by optymizm przesłonił mi rzeczywistość panującą nade mną, wszystkimi uczuciami i emocjami, rzadko pozwalam sobie na ekstrawagancję. Mam doskonałą pamięć, która czyni mnie niekiedy zgryźliwą i opryskliwą. Wierzę w duchy, byłam na seansie spirytystycznym. Wierze w przeznaczenie, mam prorocze sny, zdolność przewidywania, instynkt. Potrafię słuchać innych. Moje życie dla tego tak wygląda, bo pochodzę z rodziny kupieckiej, czyli prywaciarzy. Tak nazywał Polskich biznesmenów, z pogardą w głosie Władysław Gomułka, polski polityk komunistyczny i sekretarz KC PZPR. Od dziecka są mi znane domiary, naloty, rewizje niespodziewane na dom, w którym się wychowywałam, zafundowane przez Urząd Skarbowy. Prywaciarz z góry był traktowany jak oszust. Przy pierwszym moim otwartym biznesie, również to przechodziłam. Mój dziadek ze strony ojca wraz ze swoją żoną Martą prowadził sklep z artykułami dekoracyjnymi na ul.Mariana Buczka, obecna ul.Piłsudskiego. Po kilku latach tak mieli dosyć kontroli skarbowych, że sprzedali sklep i kupili dom na wsi w Pilchowie. W tym domu ja się urodziłam i wychowywałam. W otoczeniu lasu, na świeżym powietrzu, w cudownym ogrodzie pełnym kwiatów, na ekologicznym jedzeniu, otoczona miłością, wiodłam sobie bezstresowe dzieciństwo. Dziadek przy domu otworzył pasiekę, potem była ferma lisów. Tata mój pracował w zakładzie złotniczym u państwa Budziaków i tam zdobył papiery czeladnicze i mistrzowskie. Kobiety w naszej rodzinie były po to, by zajmować się domem, wychowywać dzieci, stroić się, pachnieć, doradzać w biznesach i zabawiać swoich panów. Moja babcia ze strony mamy była skromna, zawsze uśmiechnięta, a przy tym bardzo, bardzo pracowita. Po śmierci męża babcia bardzo zbliżyła się do kościoła, ale nie afiszowała się z tym. Babcia pomagała w codziennych czynnościach mojej mamie, zabierała mnie do kościoła, nauczyła mnie modlitwy, życia w skromności, miłości, wzajemnym zaufaniu, wybaczaniu, pomaganiu innym, szacunku dla ludzi. Ta cudowna kobieta w każdą sobotę, odbywała pielgrzymkę pokutną w inne miejsce Polski, do innej parafii. W tak w sielankowej atmosferze dorosłam do 14 lat i wtedy babcia powiedziała, Małgosiu już jesteś gotowa, wyjęła kamień z ostatniej pielgrzymki i kazała powiedzieć, co w nim widzę. Nic nie widziałam, kamień jak kamień. I babcia powiedziała wtedy, zakonnicą nie będziesz, przynajmniej nie teraz. Dopiero po śmierci babci, dowiedzieliśmy się, że była zakonnicą świecką. Po tym, jak się okazało, że na zakonnicę się nie nadaje, zaczęło się moje piękne rozrywkowe życie. Próbowałam wszystkiego. Alkohol cudowny nektar nadaje odwagi, pewności siebie, pobudza wyobraźnię. Papierosy idealny dodatek do niego, towarzystwo męskie lepsze niż kobiece. Dyskoteki fajniejsze niż kino lub teatr. A szkoła jaka nudna, szkoda na nią czasu, tyle niepotrzebnych rzeczy trzeba się nauczyć, ta matematyka taka trudna, no i ta dysleksja, teraz powszechnie znana. W moich czasach na dysleksje mówili, że jestem po prostu głąbem. I tym sposobem dostałam się do liceum z najniższą średnią. Tam to dopiero zaczął się horror edukacyjny, na odrobienie lekcji potrzebowałam ze trzy dni. Kujonki nie chciały mi pomóc w brakach, a na klasówkach barykadowały się przede mną książkami, abym przypadkiem od nich nie ściągnęła. Nauczyciele z liceum mieli ze mną poważny problem, raziło ich to, że byłam doskonale ubrana w kolorowe ciuchy ze zgniłego zachodu, na palcach i uszach połyskiwała mi złota biżuteria, pod pachą kożuch, bo szatnia nie przyjmowała takich luksusów. Kazali mi wszystko zdjąć, co ich raziło, dopiero mogłam wejść na lekcje. No i tym sposobem stałam się na pełnym etacie wagarowiczką. Na świadectwie pały od góry do dołu i zachowanie nieodpowiednie. Wywalili mnie z Liceum Ogólnokształcącego nr 9 w Szczecinie na zbity pysk. W tej sytuacji mamusia zapytała, co chcę robić w życiu?, odpowiedziałam, jak to co, chcę przyjść do was do zakładu i uczyć się zawodu złotnika. Niestety, dla mnie nie było miejsca. Do wyboru dostałam, szkoła odzieżowa, albo gastronomiczna. Oczywiście wybrałam gastronomiczną. A, mamusia powiedziała, na kelnerkę, żeby cię po dupie klepali, pójdziesz do odzieżowej. I taki był mój wybór zawodu na przyszłość. Od razu odnalazłam się w tej szkole, ponieważ od dziecka, szyłam, robiłam na drutach, szydełkowałam, wyszywałam i w swoje dzieła przebierałam lalki. Wybór szkoły przez mamę był idealny, ponieważ okazało się, że w tej dziedzinie jestem talentem. W tych ciężkich czasach kryzysu szyłam piękne kreacje dzienne i wieczorowe, które chętnie pożyczały i kupowały moje koleżanki, przyjaciółki. Moje wierne fanki przetrwały do dziś. Z takim talentem, pasją, otworzyłam firmę odzieżową. W małej kawalerce, z dzieckiem przy sobie, zaczęłam, pełna optymizmu, swoje podboje odzieżowe. W dzień kroiłam, zajmowałam się dzieckiem, domem, a w nocy szyłam. Szybko zorientowałam się, że tak się nie da. To do współpracy zaprosiłam chałupników, a potem to już poszło. Wynajęłam pomieszczenia, zawodu nauczyłam męża i firma się rozwijała. Zawaliłam sprawę, na swojej drodze uczuciowej spotkałam miłość swojego życia. Narobił się bałagan, zrezygnowałam z firmy odzieżowej, przesiadłam się z luksusowego auta, do rozsypującego się malucha. Zaczęłam wszystko od początku. Tak uwielbiałam życie nocne w dyskotekach, że skorzystałam z propozycji prowadzenia kwiaciarni nocnej w Night Club Babylon. Łał i wtedy zaczęło się życie. Okazało się, że jestem talentem w układaniu kwiatów. Zorientowałam się również szybko, że jestem piękna, zgrabna i atrakcyjna dla panów robiących duże biznesy. Kwiaty schodziły jak świeże bułeczki, a ja za zgrabne nogi, urodę i inteligencję dostawałam hojne napiwki. Panowie biznesmeni, aby okazać swoją zasobność portfela, wykupowali dla mnie i innych koleżanek z pracy, również urodziwych, wszystkie kwiaty z kwiaciarni. Zdarzały się również niemoralne propozycje, lecz ja nie byłam do zdobycia za żadne pieniądze. Miłość mojego życia, w Babylonie, był moim aniołem stróżem. W tym cudownym okresie mojego życia wyszłam za mąż i szybko urodziłam owoc naszej miłości. Z upływem czasu Babylon i moja kwiaciarnia straciły blask, i ja zrezygnowałam i zajęłam się domem i bezstresowym wychowywaniem naszego syna. Pielęgnowałam ogród, urządzałam dom, upiększałam wszystko, co nas otaczało. Wtedy się okazało, że mam talent do urządzania wnętrz i ogrodów. W tym czasie dużo podróżowaliśmy w najdalsze zakątki świata, a ja marzyłam z tęsknotą do kwiatów, o kwiaciarni. Takiej kwiaciarni z prawdziwego zdarzenia, pełnej kwiatów, bibelotów, miejscem, w którym każdy dzień jest tworzeniem, urządzonej jak mój dom z dzieciństwa w antyki, z pięknymi bajecznymi wystawami, przyjaznej ludziom. Spełniłam swoje marzenie i powstało Studio Kwiatowe Elite. Cudowny okres mojego życia, praca z pasją, twórcza i nagradzana uznaniem. Uznanie zdobyłam nie tylko u klientów, ale również w Szczecińskiej telewizji. Swoją pracę, bukiety, kompozycje mogłam pokazywać w cyklicznym programie „Zielonym do góry” prowadzonym przez cudowną kobietę Ewe Karśnicką. W tym czasie równorzędnie otworzyłam drugą kwiaciarnię, ale szybko się zorientowałam, że to już nie praca z pasją, tylko zwykła harówa. Pozbyłam się jej szybko. W międzyczasie nawiązałam wieloletnią współpracę z Pocztą Kwiatową. I tak przez wiele lat tworzyłam piękne bukiety, wykonywałam nietuzinkowe dekoracje. Pracowałam z rozmachem, przywiązując wagę do szczegółów. Potrafiłam czarować kwiatami, wyciskając łzy moich klientów. Czasy się zmieniły, wyrosły Galerie handlowe, supermarkety. Cudowni klienci, którzy doceniali moje bukiety od serca, powyjeżdżali za granice. Zrobiło się jakoś niefajnie, ludzie, którzy zostali, przeliczali wszystko na pieniądze, próbowali się targować, przychodzili ze swoimi kwiatami, żeby zrobić im bukiet. Za bardzo się cenie, aby do tego poziomu się dopasować. Pod dużym naciskiem męża, zamknęłam swoją ukochaną kwiaciarnię. Poczułam wolność, jakie piękne życie, ja już nic nie muszę. Wróciłam do beztroskiego, towarzyskiego, rozrywkowego życia. Wyprawiłam sobie huczną 50 w restauracji, zaprosiłam rodzinę, tę bliską i tę ze świata, wszystkich znajomych, którzy zaistnieli w moim życiu. Tak szalałam i imprezowałam, że złamałam rękę. Okazało się, że ze złamaną ręką nic nie można robić. Tak mnie powaliło, że położyłam się na cały miesiąc do łóżka. Dużo czytałam i oglądałam telewizję, a ukochany mąż dostarczał mi jedzenie. I stało się, w telewizji śniadaniowej zobaczyłam blogerkę modową Macademian Girl. Po rocznych przygotowaniach i przemyśleniach zostałam blogerką modową. Ten biznes okazał się najtrudniejszym biznesem, jakiego w życiu się podjęłam. Nie znałam pracy na komputerze, nie znałam facebook, google+, hootsuite, twitter, nie umiałam pisać na komputerze. Do tej pory nie było mi to w życiu potrzebne. Bez pomocy mojego starszego syna, mój blog by nie istniał. Syn prowadzi firmę Bunny United, która zajmuje się strategią marketingową firm. Mimo takich trudności idę pewna siebie z koroną na głowie, pełna optymizmu, pomysłów, energii, doświadczeń zawodowych i życiowych, wiary w przyjaciół, podjęłam wyzwanie, zaczęłam robić coś, co nie do końca dla wszystkich było zrozumiałe. Nie wytrzymałam krytyki, braku wsparcia od osób, od których tego oczekiwałam, potknęłam się, korona się przekrzywiła, zaszyłam się w domu, zniknęły marzenia, plany na przyszłość, zniknęły nawet wspomnienia.................. Wracam wspomnieniami do tego okresu, bo właśnie wtedy zobaczyłam, kto mnie szczerze kocha, kto jest moim przyjacielem. Jestem dumna, że mam takie osoby przy sobie blisko i dzięki nim się
Jestem kobietą sukcesu. Mam wykształcenie odzieżowe. Biznes nie jest mi obcy. Pochodzę z rodziny dla której, biznes był chlebem powszednim. Urodziłam się w znaku Byka. Na działalność gospodarczą poświęciłam prawie 30 lat swojego życia. Firma odzieżowa była moim początkiem. Przez większość lat prowadziłam różne kwiaciarnie. Mam za sobą wieloletnią współpracę z Pocztą Kwiatową. Współpracowałam z firmą „Centrum”. Obecnie prowadzę bloga modowego, który jest o tym, że moda to nie tylko ubrania. Blog jest cząstką mojego życia, w każdym nowym artykule znajduje się cząstka mnie, moich doświadczeń, moich przygód, mojej pasji. Przy prowadzeniu bloga otworzyłam się na ludzi i na współpracę. Jestem freelancerem. Współpracuję z firmami zajmującymi się dekoracjami ślubnymi i z kwiaciarniami potrzebującymi okresowego wsparcia florysty z wieloletnim doświadczeniem. Współpracuję i wspieram firmę mojego syna Bunny United, zajmującą się strategią marketingową firm. Współpracuję z Atelier Mody Kasia Hubinska, prowadziłam prelekcje na temat blogowania i biznesu dla studentów Socjologii mody w Wyższej Szkole Humanistycznej. Zajmuje się kierowaniem wizerunku, współpracuje jako osobisty stylista. Należę do Klubu Kobiet Przedsiębiorczych w Poznaniu. Zorganizowałam i poprowadziłam swój własny event „Spotkanie z Muchą fashion”. Napisałam i opublikowałam 100 artykułów na swoim blogu. Moim największym partnerem biznesowym i doradcą jest mój mąż, jest moim osobistym fotografem. Jestem kobietą biznesu, która ma pozytywne nastawienie do życia, mam swoje pasje, interesuj się modą, urodą, podróżami, sportem, kocham kwiaty, dostrzegam piękno, jaki mnie otacza. Od trzech lat spełniam swoje marzenia, pomieszkuje na wyspach szczęśliwych w Puerto de la Cruz. Uczę się języka hiszpańskiego. Maluje obrazy. Pisze mowy pogrzebowe i gratulacje urodzinowe. Całe swoje życie pracuje z pasją dla innych i kontynuuje to nadal. Zapraszam na mojego bloga modowego Mucha fashion.
Zdjęcie podarował mi świetny fotograf, który pracuje z pasją, Kuba Hajduk.
Nic ująć, nic dodać, polecam artykuł do przeczytania który napisałam dwa lata temu pt. „Co zrobić żeby mieć popularnego bloga.
Warto marzyć i spełniać marzenia. A to zdjęcia z Wysp Szczęśliwych z mojego ukochanego Puerto de la Cruz.
Zdecydowanie wolę taki deszcz, życzę wszystkim co mnie lubią i nie lubią dużo słoneczka.