Najprostsza definicja słowa narcyzm - to miłość własna. Każdy człowiek jest wrażliwy na punkcie własnej osoby, tego jak jest wartościowy. Chce żyć tak, aby czuć się dobrze z samym sobą, a tego ostatniego doświadcza wtedy, gdy spotyka się z uznaniem, pochwałą czy aprobatą, zwłaszcza gdy przychodzą one ze strony ważnych czy znaczących osób. Jednocześnie każdego dotyka i rani krytyka, dezaprobata.
Przez prowadzenie bloga, w którym umieszczam pozowane zdjęcia, Postrzegana jestem przez niektórych jako osoba narcystyczna. Wyprowadzę was z błędu, nie jestem osobą narcystyczną. Nie marnuje czasu przed lustrem w poszukiwaniu zmarszczek czy innych niedoskonałości. Nie rozpaczam nad oponkami, fałdkami i skrzydełkami, tylko walczę z nimi po przez naturalny ruch i dietę. Rzadko bywam u fryzjera, a jak idę to nie wyszukuje najlepszego w mieście, do którego chodzi elita. Nie chodzę po kosmetyczkach, co wciskają kosmetyki, mazidła cud. Nie poprawiam urody u chirurgów plastycznych, bo to nie zawsze wychodzi na lepsze, po co potem być pośmiewiskiem. Nie doklejam pazurów, nie robię hybryd, czy innych żeli, by nie stać się niewolnikiem pani manikiurzystki. Przecież pedicure i manicure można zrobić samemu, zaoszczędzisz czas i pieniądze, a twoje palce będą wyglądały naturalnie. W sklepach z ciuchami bywam rzadko, w skali 1:10, to 1. A przede wszystkim nie krytykuję tych, którzy z tego korzystają, to ich wybór, albo sposób na szczęście. Mam rodzinę, o którą dbam, wielu znajomych, a prowadzenie bloga traktuję jak dobrą zabawę, w którą wciągam chętne koleżanki. Udany wieczór u mojej przyjaciółki utrwaliłyśmy na zdjęciach. Bez umawiania, w stylizacjach przeważała kolorystyka czarno-biała. Ja byłam ubrana w sweterek marki Benetton i spódnicę marki Wallis.
Na do widzenia kompozycje kwiatowe wykonane przeze mnie przy współpracy z Pracownią Florystyczną Agapantus.